WYstępniak

Norbert Kulesza


NA BEZDUPIU...


Nigdy nie lubiłem rebusów, uważając za stratę czasu rozszyfrowywanie przez jednego idiotę czegoś, co zaszyfrował idiota drugi, zwłaszcza, że hasło powstałe po rozwiązaniu rebusu jest na ogół banalne i cała rzecz w samej czynności rozszyfrowywania, czyli w sztuce dla sztuki. Nie mam pojęcia, czy wiersze jednej z autorek przybyłych kiedyś do Klubu są sztuką dla sztuki, gdyż żadnego z jej rebusów nie udało mi się rozwiązać. W jednym z wierszy, autorka dość nieskromnie pisze: "(...) bogata wyobraźnia mego umysłu mówi/ jak bardzo rozumiem witraże/ w zmienności świata zmusić do myślenia/ nanoszę na kartkę wizje autora (...)". Oto jedna z wizji, zatytułowana Rachunek Sumienia:
To dobrze
Ja teraz
Co mówić?
To był cały wiersz - jedna z próbek "bogatej wyobraźni umysłu" autorki. Owa "wizyjność umysłu" może mijać się z prostotą mojego umysłu, ale miałem przecież przed sobą autorkę, która mogła prostaka oświecić. Niestety, sama twórczyni nie bardzo chciała (nie potrafiła?) skomentować swoich "wizji" (sytuacje, ratował nieśmiertelny Zbychu Milewski, sprzedając nam kit o poezji kultury - ale jak w takim razie nazwać tę resztę poezji, która poezja, kultury nie jest?). Jasne, ze twórca jest od tworzenia, a nie od komentowania tego, co stworzy (np. Pan Bóg stworzył, lecz Jego dzieło interpretuje Jego rzecznik prasowy - Karol W.; świeżość pierogów z mięsem interpretuje lekarz pogotowia, itd.), ale decydując się, na spotkanie z czytelnikami trzeba - chcąc nie chcąc - cokolwiek bąknąć, albo w ogóle zrezygnować ze spotkań z czytelnikami, tak jak robi to kolega Titkow (Tomasz) - pisze, wydaje tomiki i ma (słusznie) w nosie konfrontację z czytelnikami. Zresztą kolega Titkow Tomasz nie musi się tłumaczyć, bo uznał, że zamiast Wizyjnych Rebusów, równie dobrze można określić swoje widzenie złotej rzeczywistości za pomocą,... też trzech - ale niestety niewizyjnych - linijek:
- idź złoto do złota- rzekła
i podciągąwszy reformy
spuściła wodę w staromodnym klozecie
Zdziwiło mnie natomiast to, co napisał kiedyś (tygodnik PA) Krzysztof Nożyński. Cytuję: "Czy obowiązkiem autora jest dążenie do tego, by jego twórczość była powszechnie zrozumiała, czy też to czytelnik ma dosięgać szczytów i od czasu do czasu wzlecieć na tak wysokie poziomy, jak autor" (podkreślenie moje). Jestem skłonny twierdzić, ze im dojrzalszy autor, tym prostszym językiem się posługuje, a elitarność (nie mylić z bogactwem) formy często skrywa ubóstwo treści albo zwykłą nieumiejętność jej przekazania.

Ale to temat do dyskusji, natomiast bezdyskusyjne chyba jest, ze podstawowym prawem Autora jest posiadanie czytelnika w dupie (w końcu nikt czytelnikowi - który jest przecież idiotą - nie każe czytać wierszy Autora). Jednak ryzykowne wydaje mi się automatyczne stawianie Autora na piedestale (na "szczytach i wysokich poziomach") tylko dlatego, że tenże facet (lub facetka) - przyszły Autor, w krytycznych momentach swojego życia. zamiast odreagować napięcie np. na karuzeli (tak jak przyszły czytelnik - BEEE), sięgnął po pióro i odreagował lęki na papierze (CACY).

Pojawia się Autor na wieczorku i bez względu na reprezentowany poziom inkasuje swoją dolę cotygodniowy przydział Ochów i Achów, natomiast czytelnik ma prawo tylko "od czasu do czasu wzlecieć na tak wysokie poziomy jak Autor".

Proponuję, żeby skończyć z beatyfikowaniem Piszących, odwrócić bałwochwalcze role i zacząć wymagać od autorów, aby "dosięgali szczytów i od czasu do czasu wzlatywali na tak wysokie poziomy jak czytelnicy".

Wyjdzie to chyba, zarówno Autorom jak i czytelnikom, na psychiczne zdrowie.

Norbert Kulesza