Wywiad "Próby Atmosfery bis"


NAKŁADY KSIĄŻEK, LITERATURY PIĘKNEJ, SPADŁY O 70-80%
z p. Ewą Holewińską, współwłaścicielką wydawnictwa "Przedświt", rozmawia Agata Skowron-Nalborczyk

A.S.-N. - Od kiedy istnieje wydawnictwo "Przedświt"?

E.H. - Wydawnictwo powstało w podziemiu w październiku 1982 roku i zostało założone przez dwie osoby: Wacława Holewińskiego i Jarosława Markiewicza. Działało w podziemiu, wydawało różne książki o wielorakiej tematyce. Ponieważ dzisiaj rozmawiamy o poezji, to powiem o poezji. Była taka seria wydawnicza w ramach podziemnej działalności, która nosiła nazwę Warszawska Niezależna Oficyna Poetów i Malarzy. Tam ukazało się około dwudziestu tomów i tomików, między innymi Ewy Lipskiej, Ryszarda Krynickiego, Jarosława Marii Rymkiewicza, Tomasza Jastruna, Antoniego Pawlaka, Barbary Sadowskiej, Grzegorza Przemyka, Krzysztofa Karaska - jako Anonima zresztą.

W 1989 roku wydawnictwo zarejestrowało swoją działalność i podzieliło się na dwie części: tę którą prowadzi mój mąż wraz ze mną i firmę Jarka Markiewicza, w której wydaje on inne rzeczy, o trochę innym profilu: o kulturze wschodu, parapsychologii.

A.S.-N. - Jakie książki Państwo wydajecie?

E.H. - Naszym głównym nurtem jest literatura piękna, mamy "Bibliotekę amerykańską", wydaliśmy ksiązki Bohumila Hrabala, Alberto Moravii, Hermanna Hessego. Osobną działką jest poezja. Powiedzmy, że od ponad roku wydawnictwo wydaje bardzo mało książek ze względu na kwestie finansowe, sytuację rynkową.

Postanowiliśmy w ogóle zmienić styl życia i sposób zarabiania pieniędzy. Nie dajemy rady. Był czas, kiedy w 1990 r. nakład wynosił 15-20 tysięcy i te nakłady tak sobie pomaleńku spadały. W Bibliotece Amerykańskiej książki o nakładzie 10 tysięcy sprzedawały się po 1000-1500 egzemplarzy i to był jakby sygnał, że należy pomału zrezygnować z takiej działalności, tzn. zeszliśmy z nakładów dziesięć tysięcy egzemplarzy do pięciu, z pięciu do trzech, z trzech do tysiąca i to już przestało być opłacalne. Sama Pani wie, że jeśli nie ma pieniędzy z zewnątrz, to takie nakłady nie dają gwarancji na utrzymanie się.

W związku z tym, co powiedziałam przed chwilą, początkowo literatura piękna stanowiła główny nurt i była domeną naszej działalności, natomiast poezja była tylko czymś ubocznym, natomiast teraz, w zeszłym roku, wydaliśmy prawie wyłącznie tomiki. Większość wydanych przez nas ostatnio książek to tomiki, a to z tego względu, że były one w całości finansowane. Mamy nadzieję, że w tym roku też dostaniemy pieniądze i od tego uzależniamy to, czy dalej będziemy te książki wydawać.. Niestety.

A.S.-N. - A skąd Państwo mają pieniądze?

E.H. - Od Ministerstwa Kutury i Sztuki.

A.S.-N. - Czy trudno jest takie pieniądze uzyskać, czy też renoma Wydawnictwa jest taka...

E.H. - Dostaliśmy dotacje na cały rok na wydawanie poezji, od roku 1993 i ta kwota pozwoliła nam wydać w pierwszym roku 15 tomików, w drugim dwanaście. Myślę, że nie bez wpływu była oczywiście renoma firmy, ale przede wszystkim osoba prowadząca serię poetycką - Krzysztof Karasek, który gwarantował jej poziom. Założenia były takie, że seria będzie zajmowała się głównie debiutami, a także będzie wydawać książki ludzi, którzy już publikowali, ale niekoniecznie są bardzo znani, bardzo popularni. I tutaj osoba Karaska gwarantowała, że to będą ludzie na poziomie i dlatego myślę, że z tego względu właśnie dostaliśmy pieniądze. Jak też decydowało to, że firma nie powstała nagle, ma długą już tradycję.

A.S.-N. - Widziałam na okładkach nazwiska osób związanych z SPP: Piotr Matywiecki, Maciej Cisło, sam Karasek.

E.H. - Oczywiście, jak w każdej działalności sentymenty i przyjaźnie odgrywają pewną rolę. Nie mówię nie. Mamy jakieś sympatie i antypatie.

A.S.-N. - Teraz chciałabym zapytać o kolportaż. Jeśli Państwo macie dotacje, wydajecie tomiki, to w jaki sposób je rozprowadzacie?

E.H. - Staramy się je sprzedać, jakkolwiek nie jest to łatwe. Rozsyłamy do wielu bibliotek, nawet bibliotek szkolnych. Liczne biblioteki z różnych miejscowości zwracają się do nas z prośbą i regularnie im te tomiki wysyłamy, za darmo oczywiście. To duża część nakładu, a te nakłady teraz są bardzo niskie, rzędu 1000-500 egzemplarzy. Sprzedaje się z tego około 300. Często jest tak, że autor sam bierze egzemparze swojej książki (jest mu łatwiej, jeśli ma do tego predyspozycje - oczywiście nie każdy lubi, nie każdy chce się tym zajmować) i udaje się z tym do księgarza, bo ma większa siłę przekonywania, łatwiej trafia do serca księgarza. A księgarzowi, powiedzmy sobie szczerze, trudniej jest odmówić autorowi. Kiedy wydawca przychodzi z tomikiem, księgarz narzeka: a to że drogi, a to że brzydko wydany, a to że nie idzie etc.. Natomiast, kiedy przychodzi autor, zachodzi "wyższy poziom porozumienia" między księgarzem a nim.

A.S.-N. - Księgarnie, do których wstawiacie Państwo swoje książki, są jakoś wybierane?

E.H .- Tak. W Warszawie to księgarnie im. Prusa, Reprint, Liber, Literacka, choć ta ostatnia mniej.

A.S.-N. - Po ile egzemplarzy danej książki wstawiacie Państwo do takich księgarni jak Prus, czy Liber?

E.H. - Około 10, może 15. Jeśli autor mieszka w Warszawie i jest to człowiek młody, z dużym zapałem, to potrafi sprzedać w danej księgarni i około 30 egzemplarzy. Uparcie wstawia po 5 sztuk. Ale często bywa tak, że księgarz po sprzedaniu pierwszych dziesięciu egzemplarzy już później nie chce przyjmować kolejnych, bo woli nowe tytuły, ma bowiem tak dużą ofertę wydawniczą, że po prostu mówi: to już było. Czasem, jeśli to jest nazwisko takie, jak Krzysztofa Karaska, to wtedy przyjmą więcej, ale i nakład jego książki był mniejszy niż 1000 egzemplarzy.

A.S-N. - Widzę, że te tomiki są dość ascetyczne, jeśli chodzi o formę. Słyszy się głosy, że poezja powinna przemawiać też obrazem...

E.H. - To też jest pomysł redaktora prowadzącego, z czym ja walczę, ale jak dotąd bezskutecznie.

A.S.-N. - Mówi się, że poezja powinna być połączona z obrazem, że kiedy bierze się tomik do ręki, powinien on przemawiać nie tylko słowem...

E.H. - Nasza seria poetycka celowo jest zrobiona tak zgrzebnie. Pan Karasek mocno przestrzega, żeby nie przesadzić z formą. Wychodzimy z założenia, że lepiej wydać więcej za mniejsze pieniądze, a słowo obroni się samo. Jest to wzorowane na pewnej znanej niemieckiej serii, gdzie wychodzącą wielkie nazwiska w podobnej bardzo szacie graficznej.

A.S.-N. - Format serii jest nieduży, można schować tomik do torby, do kieszeni...

E.H. - Ale księgarze bardzo narzekają, że książki prezentują się dobrze tylko wtedy, gdy kilka z serii leży obok siebie, pojedyncza znika.

A.S.-N. - Zatem nieduże, wydające literaturę piękną wydawnictwo, żeby się utrzymać, musi mieć jak najniższe koszty własne...

E.H. Tak, to prawda. U nas siedzibą wydawnictwa jest prywatne mieszkanie, sami robimy skład, sami zajmujemy się wszystkim. I jakoś się udaje.

A.S.-N. - Zatem życzę dalszych sukcesów w wydawaniu tak ambitnej literatury i bardzo dziękuję za rozmowę.